Przygody podczas autostopowania Zamknięty
|
|
182 miesięcy temu
|
Witam,
Moja mama od dziecka mi wpajała: "nigdy nie wsiadaj z obcą osobą do samochodu"
Wzięłam sobie to głęboko do serca i takowych doświadczeń nie mam.
Jednak nie wykluczam, że kiedyś nie spróbuję ;)
Jaka była najśmieszniejsza lub najciekawsza przygoda?
Jak wygląda taki sposób przemieszczania się w przypadku obcych krajów?
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
|
Zahaczyłam o tę przygodę w temacie "Twoja pierwsza podróż stopem" :)
A więc Kraków...
Kierowca wysadził mnie i koleżankę w Krakowie. Nie na obrzeżu, nie w okolicy- w samym centrum!
No i zonk:)
Co teraz? Zrobiłyśmy z jakiegoś znalezionego kartonu napis "Katowice" , ale wszyscy nas wyśmiewali, bo przecież nikt się nie zatrzyma w centrum,...
Pamiętam śmieszny motyw - chodziłyśmy z koleżanką po mieście i pytałyśmy ludzi "Przepraszam, gdzie tu jest koniec Krakowa?" :D
W końcu doszłyśmy do stacji benzynowej gdzie zaczepiłyśmy pana w myjni :) Zawiózł nas do docelowego Oświęcimia:)
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
|
Teraz już nie jeżdżę, bo spotkałam z koleżanką Białorusina, który był z mafii. Nigdy w życiu się tak nie bałam. Byłyśmy twarde, na szczęście nic nam nie zrobił, ale nasłuchałyśmy się "świństw" pod swoim adresem. Jak na ironię po nim zatrzymałyśmy kolesia, który na cały regulator miał Radio Maryja :-) Ze skrajności w skrajność...
Acha, nigdy, ale to nigdy nie łapcie stopa na Bałkanach.
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
|
A ma ktoś jakieś doświadczenia ze stopem w Albanii bądź Rumunii? Bo taki mały plan chodzi mi po głowie ;)
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
|
Agrafka, ja nie mam ale moi znajomi. Jedna koleżanka do dzisiaj nie moze zapomnieć. Naprawdę jest niebezpiecznie, w Rumunii. Nie wiem jak Albania :)
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
Post był edytowany 1 raz przez Weronika (ostatnio: 182 miesięcy temu)
|
Ja osobiście ie miałam takiej wątpliwej przyjemności, ale znajomi mało nie przypłacili tego życiem. Naprawdę! Ledwo uciekli. Zabrało ich jakieś młode małżeństwo i jak się potem okazało należeli do jakiejś miejscowej sekty lub jakiejś fanatycznej grupy.. Mało nie trafili z rozprutymi brzuchami w jakiejś rzece w porę się zorientowali i uciekli na jakiejś stacji benzynowej.. Dlatego jadąc do jakiegoś kraju dobrze jest znać kilka słów i to wcale nie chodzi np. o "Dzień dobry" Kiedyś myślałam, że filmy takie jak np. "Hostel" to czysta fikcja, ale niestety okazuje się to prawdą...
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
|
Ja raczej miałem niesamowicie pozytywne przygody, w stylu 3-godzinne poszukiwanie campingu, który mam w atlasie a którego nie pokazuje GPS ani nie zna nikt z lokalesów, pan jeździł tak długo, że aż było głupio jak mu się odwdzięczyć, a rzecz działa się w okolicy Valencii.
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
|
Opowiem Wam po prostu niesamowitą historię. Mieliśmy z przyjaciółmi przejechać ~400km stopem z Kozienic i Puław pod Poznań. Znajomi w Puławach złapali stopa, który zawiózł ich pod Lódź, po drodze w Tomaszowie Mazowieckim zgarnęli mnie (ja jechałam inną trasą bo skąd indziej zaczynałam i dojechałam do tego Tomaszowa w sumie 5 stopami i jakąś nyską starą na końcu, ale tak się złożyło że dojechaliśmy do Tomaszowa w umówione miejsce w odstępie ok 3minut. Gość, którego złapali zaczekał chwilę jeszcze na mnie, zabrał nas aż za Łódź (po drodze wysadził nas na pół godziny pojechał na chwilę do domu a jak wracał to nas zgarnął na dalszą trasę). A potem złapaliśmy drugiego stopa i gość nadrobił dla nas kilkanaście kilometrów i po nocy woził nas w około jeziora żeby znaleźć bazę na którą mieliśmy się stawić rano.
Może historia nie jest jakaś arcyciekawa i mrożąca krew w żyłach, ale dla mnie jest niesamowita. Zrobiliśmy ponad 400km na dwa stopy i dojechaliśmy pod samą bazę w maleńkiej wiosce.
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
|
My zawsze jak jeździliśmy działo się coś ciekawego i zazwyczaj jak już naprawdę konaliśmy z głodu nie dość, że zatrzymywało się auto, to kierowcy tak sami z siebie zabierali nas na jakieś jedzenie. No chyba że czytali nam w myślach :) Raz zdarzyło się że zabrał nas Pan jadący znad morza do Szczecina, dzień był wtedy okropnie zimny i deszczowy. Zaproponował nam żurek na rozgrzewką. Myślimy sobie fajnie! Jakiś gorący kubek w taki dzień po 3 godzinnym spacerze w deszczu nie będzie zły. Okazało się, że zatrzymaliśmy się w super drewnianym zajeździe po drodze i zamiast zwykłego gorącego kubka dostaliśmy 2 Duże Żurki w chlebie (chleb w kształcie garnka), który zagryzało się pokrywką z tego "garnka". A zanim nas wysadził podjechał na stację benzynową i podarował nam po puszce Pepsi na drogę.
|
|
|
|
|
182 miesięcy temu
|
takemeaway masz szczęscie że trafiłeś/aś na miłego Pana :). Ja osobiście nie miałem takich przygód, może i moja strata ;d
|
|
|
strona: 1
««
1
2
»»
2
|